Relacje

Harpagan... Harpun, babo!, czyli o Kabarecie Hrabi

Autor: Iga Długokęcka

Działo się, oj, działo... Kto nie był, niech ponownie błędu nie popełni i stawi się na kolejnym występie kabaretu nietuzinkowego, czyli Kabaretu Hrabi. To właśnie oni zagościli wczorajszego wieczoru na deskach Sali Teatralnej PKZ.

Trzech pozornie zwyczajnych mężczyzn (Tomasz, Dariusz i Łukasz) i jedna pozornie zwyczajna kobieta (Joanna), czyli zupełnie niezwyczajny kwartet. Już od niemal piętnastu lat Kabaret Hrabi zaskakuje kreatywnością i poczuciem humoru, a po wczorajszym kęsie ich działalności zapewne niejedna osoba nabrała apetytu na więcej.

A na scenie? Były pompki (nawet na jednej ręce!), było leżenie wtulonym w podłogę i tulenie do ścian, było też ciasto – miała być szarlotka, był murzynek, ale szczęśliwcy z widowni nie protestowali. Z tej samej widowni padły też... oświadczyny! Wygłoszono również prośbę o nienagrywanie występu, bo przecież nikt nie chce nagrań o słabej jakości technicznej. Wszystkiemu towarzyszyły... ryby. Rybie telefony, rybie solówki na keyboardzie, rybie torebki, a samo słowo karp wywoływało czyste szaleństwo i ekstazę publiczności. Program pełen był nieoczekiwanych zwrotów akcji i interakcji – mowa tu oczywiście o publiczności. Kaloryczne kabaretowe konfetti doprawione było solidną dawką śpiewu, a improwizowane kalambury stanowiły wisienkę na torcie tego wieczoru.

Nawiązując do fragmentu jednego ze skeczy I żyli długo i osobno, mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę miała okazję przeżyć tak solidną dawkę śmiechu.

 

Tekst: Aleksandra Młyńska

Fot.: Aleksandra Młyńska, Marek Wesołowski